ĆWICZENIA TOPOGRAFICZNE, CZYLI SZYMBARK CZASÓW ZYGMUNTA HAUPTA | MAREK DZIEDZIAK

© Z archiwum Arthura Haupta

Gorlicki Festiwal im. Zygmunta Haupta to doskonały moment nie tylko do odkrycia twórczości nieznanego szerzej pisarza i malarza, ale także miejsc, w których przebywał i tworzył. Jerzy Stempowski w liście do Haupta pisał o jego książce „Pierścień z papieru”:

Jako malarz o wyobraźni bardziej statycznej, wywołuje Pan z pamięci oddzielne obrazy, nie zajmując się układaniem ich w serie ciągłe. Magię te znał Petrarka. Wszystkie miejsca pobytu opisał jak gdyby w ćwiczeniach topograficznych.

Spróbujmy więc w ramach tych ćwiczeń dotrzeć do jednej z bliskich nam miejscowości, które odnaleźć można na kartach wspomnianej powieści. Miejscowości, którą nie tylko Zygmunt Haupt uznał za urokliwą.

Mieszkałem w Szymbarku w malutkiej oficynie, drzwi zbakierowane, ale bardzo czysto, i jakiś jeden i drugi mebelek, antyk, muślinowe firaneczki w oknach, świeca w lichtarzu z niebieskiej emaliowanej blachy, zapałki gościnne, łóżko usłane, że to aż pachnie (lawendą?), a śniadanie to przysyłali, jak Boga kocham! do łóżka i snobowali się tam na angielskie śniadania, jajka na miękko w kubkach, dżemy, masełka, biszkopty, trochę tego, trochę owego. A wieczorem leżeliśmy, naprawdę leżeliśmy pokotem przed kominkiem w salonie, na kominku paliły się kloce bukowe i trzaskało w nich, a także trzaskało (…) w kasztanach, „maronach”, jakie piekliśmy przy tych klocach. (…) Stanisława, pani Stasia leżała w swej wieczorowej sukni, i ona głównie celebrowała to pieczenie kasztanów nam, którym aż ślina ciekła z ust.

Taki właśnie, niezwykle malarski, obraz dworu w szymbarskiej Bystrzycy uwiecznił Haupt w „Pierścieniu z papieru”. Skromnego, drewnianego, ale przytulnego, otwartego i ciepłego. I nader nowoczesnego, z elektrycznością, ogrzewaniem gazowym i bieżącą wodą. Chłopscy sąsiedzi mówili z nieskrywanym podziwem:

A we dworze jest pstryka, woda leje się ze ściany, a pali się smrodem.

Przyjeżdżał tam kilkakrotnie w latach 30. XX wieku do swoich lwowskich znajomych Stanisławy i Karola Groblewskich. Gospodarzy pisarz poznał zapewne w czasach swoich studiów na Politechnice Lwowskiej. „Pani Stasia” – Stanisława Groblewska była w ówczesnym Lwowie „gwiazdą” Lwowskiego Klubu Tenisowego. Ta dobrze wykształcona, obyta w lwowskim środowisku inteligencji i sportu, kobieta na pewno mogła imponować. Nie tylko sukcesami sportowymi: kilkakrotnym tytułem mistrzyni Lwowa i dwukrotnym Mistrzostwem Polski w grze deblowej w parze z wybitną Jadwigą Jędrzejowską. Ta silna i nowoczesna kobieta, po śmierci swojego ojca musiała zamienić lekki tenisowy strój – jak sama pisała – na „stajenny płaszcz”. W latach 30. wspólnie z mężem gospodarzyli na 50 hektarach kamienistej, podgórskiej ziemi, specjalizując się w hodowli bydła górskiego. Nie zapomniała jednak całkiem o swojej sportowej pasji – w dworskim ogrodzie znalazło się miejsce na tenisowy kort, i o swoich przyjaciołach z Lwowa, Krakowa i Warszawy, którzy chętnie przyjeżdżali do gościnnego domu Groblewskich. Zygmunta Haupta zachwyciła nie tylko atmosfera dworu. W opowiadaniu ze zbioru „Pierścień z papieru” zwrócił także uwagę na wspaniałe relacje między rodzicami, szczególnie matką, a dorastającym synem Januszem.

Ale nie tylko Groblewscy z Bystrzycy byli prekursorami agroturystyki. Także inni gościli licznych letników. Podobnie serdecznie przyjmowano gości w rozbudowanym dworze Marii i Kazimierza Groblewskich na Łęgach, w skromnym dworku pani Kazimiery Słowikowskiej i w willi Sikorskich na Roli. Najliczniej jednak odwiedzany był majątek w centralnej części Szymbarku, zwany „Zamkiem”. Gości zapewne przyciągała romantyczna ruina dworu obronnego z XVI stulecia, ale i dobre warunki do wypoczynku. Właściciel majątku Zbigniew Lucjan Sękiewicz w latach 1927-28 wzniósł okazałą willę letniskową. Od 1934 willą i całym majątkiem zarządzała jego kuzynka Maria Kuźniarka i jej syn Janusz. Latem 1933 roku wypoczywała tu pisarka Maria Dąbrowska. Deszczowa pogoda jednak nie sprzyjała spacerom, prawdopodobnie więc oddała się ona pisaniu, kontynuując swoją powieść „Noce i dnie”. Oczekiwanymi letnikami u Kuźniarskich byli m.in. goście z Warszawy: Drozdowscy i Świerczewscy oraz Antonina i Tadeusz Grodyńscy. Ten ostatni był profesorem ekonomii Wyższej Szkoły Handlowej i Uniwersytetu Warszawskiego, a w latach 1927-39 pełnił wysokie funkcje w ministerstwie skarbu, gdzie był wiceministrem, a nawet kilka miesięcy osobiście kierował tym znaczącym resortem. Najczęściej do modrzewiowego dworku i willi przyjeżdżali bracia Marii Kuźniarskiej: ks. Kajetan Łańcucki – proboszcz w Lubatowej oraz pułkownik dyplomowany Seweryn Łańcucki z rodziną.

Dla licznych gości ze stolicy, Śląska, Lwowa czy Krakowa warunki odpoczynku były bardzo dobre. W willi letniskowej oprócz skromnych, ale wygodnych pokoi przygotowano wanny do leczniczych kąpieli. Trudno się było tutaj nudzić. Atrakcją były piesze spacery, konne przejażdżki, a zimą kuligi. Wieczory spędzano w ogrodzie lub na tarasie willi grając w karty, słuchając patefonu czy radia. Gościom służyła także bogato zaopatrzona biblioteka. Gospodarze dbali także o dobrą kuchnię. Śniadania serwowano do pokoi, a obiady, podwieczorki i kolacje podawano w modrzewiowym dworze. Przygotowywane posiłki były bardzo urozmaicone, bogate w warzywa i owoce, których dostarczał własny ogród. Ówczesny szymbarski proboszcz, ks. Ludwik Wachowicz, w Kronice parafialnej oceniał, że latem przybywało do wsi ok. 250 osób, którzy „zachwalali piękną okolicę, zdrowe powietrze, dobrą wodę do picia i miłe kąpiele w rzece”.

Przedwojenny Szymbark odwiedzali nie tylko zamożniejsi kuracjusze, ale także miłośnicy turystyki pieszej i biwakowania. Za sprawą gorlickich działaczy Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego (m.in. Witolda Tokarskiego, Kazimierza Zabierowskiego, Karola Kosiby) po 1932 roku oznakowano szlak turystyczny ze Stróż, przez Szymbark, na Magurę Małastowską. W zakolu rzeki, poniżej ruin kasztelu, rozbijały się obozy harcerskie. Na miejscowej poczcie w okresie letnim panował ruch, a licznie wydawane pocztówki z atrakcyjnymi widokami Szymbarku cieszyły się popularnością. Wzmożony ruch turystyczny w Szymbarku wiązał się z rosnącym zainteresowaniem wypoczynkiem w niedocenianych wcześniej Beskidach, od Nowego Sącza po Sanok. Pisała o tym w krajoznawczym opracowaniu „Na szlakach Łemkowszczyzny” Krystyna Pieradzka:

(…) ruch turystyczny promieniuje do dworów i dworków, do większych wsi, na obozy turystyczne, harcerskie, letnie, przysposobienia wojskowego, pracy itp. (…). Z tego względu gospodarka uzdrowiskowo-letniskowa obszaru Karpat, powinna być otoczona specjalną opieką władz.

Tak też się działo w Szymbarku. Latem 1938 roku do wsi przyjechała z Krakowa Wojewódzka Komisja Zdrowotna, w celu urzędowego uznania wsi jako miejscowości uzdrowiskowej. Była szansa przyznania subwencji rządowej na rozbudowę bazy noclegowej, szczególnie w chłopskich domach, oświetlenie elektryczne, budowę kąpieliska na rzece Ropie oraz uruchomienie sezonowej komunikacji ze stacjami kolejowymi w Zagórzanach i Stróżach. Pogorszenie sytuacji międzynarodowej kilka miesięcy później spowodowało, że władze państwowe zamiast o budowie pensjonatów myślały o pośpiesznym wznoszeniu wojskowych umocnień na granicach państwa.

Mimo to w lipcu 1939 roku Szymbark znów był pełen letników, którzy zachwycali się urokliwym dworem obronnym i niezwykłym jeziorkiem na leśnym osuwisku. Korzystali z kąpieli w rzece, spacerów po lesie, z ciekawością słuchali miejscowych legend i przyglądali się barwnym zwyczajom i uroczystościom religijnym. Maria Cegielska, córka Franciszka Rzihy, właściciela kopalni ropy naftowej, sąsiadującej z dobrami Groblewskich na Bystrzycy wspominała, że:

16 lipca odbywał się odpust z okazji święta Matki Bożej Szkaplerznej. W czasach mojego dzieciństwa stanowił dla mnie największą atrakcję wakacyjną. Buszowałam wśród straganów z równym entuzjazmem jak szymbarskie wiejskie dzieciaki, podziwiając owe blaszane koguciki, serca z piernika, czy prowadzone na kijku, kłapiące drewnianymi skrzydłami kurczaki. (…) Na odpuście zjawiali się wszyscy: chłopi, miejscowe ziemiaństwo i letnicy, kierownik poczty z małżonką i nauczycielstwo, harcerze z obozów rozbijanych w zakolu Ropy. Pachniały lipy wokół starego drewnianego kościółka z XVIII wieku, brzęczały uwijające się wśród ich kwiecia pszczoły.

Sielanka beztroskich wakacji na szymbarskiej wsi skończyła się sześć tygodni później. Wojna, która wybuchła 1 września 1939 roku zmieniła wszystko. Stanisława Groblewska została bohaterką gorlickiego ruchu oporu, pułkownik Seweryn Łańcucki ruszył na wojenną tułaczkę, a Tadeusz Grodyński i Zygmunt Haupt zakosztowali emigracyjnego chleba i do Polski już nie wrócili. Po wojnie Szymbark nie spełnił swych marzeń o tym, by być modnym letniskiem. Dziś nadal pełen uroku – czeka na letników i turystów. A może na nowego Zygmunta Haupta?

© Marek DziedziakMAREK DZIEDZIAK | Nauczyciel historii w Zespole Szkół w Szymbarku, inicjator imprez edukacyjnych i kilku publikacji z zakresu historii regionalnej.